Czasem jest tak, że wiele lat o czymś marzysz, myślisz, rozważasz – o podróżach, o własnym biznesie, o tym, żeby w końcu wyjść z szafy i pokazać światu swoje kreatywne prace, albo zacząć budować własną pozycję eksperta w branży.
Ale zawsze jest coś ważniejszego, zawsze coś wyskoczy i wypadnie – czyjeś potrzeby, czyjeś problemy, czyjeś sprawy, komuś trzeba pomóc.
Mężowie, żony, przyjaciółki, partnerzy, partnerki, dzieci, psy, koty, sąsiedzi, koleżanki i koledzy z pracy, znajomi wszelkiej maści i koloru – wszyscy czegoś chcą i potrzebują.
A że zależy Ci na Twoich bliższych i dalszych ludziach, to mówisz sobie: no to jeszcze tylko pomogę Zosi, dzieci dorosną, mąż/żona skończy te dodatkowe studia i wtedy odważę się w końcu zrobić coś dla siebie.
No i lata mijają i kończy się tak, że znowu, kolejny raz odkładasz siebie na potem, bo chcesz, żeby inni byli szczęśliwi.
Aż w końcu zaczynasz czuć, że zawodzisz siebie, a Twoje pomysły marzenia realizują inni ludzie, a Ty zostajesz z narastającą w środku goryczą, coraz bardziej zablokowana/y lękiem i coraz trudniej jest się odważyć dla siebie.